Jak pokazują statystyki z licznych imprez offroadowych, klasyk w terenie robi… nierzadko robi nawet lepiej, niż naszpikowane elektroniką nowoczesne SUVy. To zapewne jeden z powodów tak licznej obecności starych motoryzacyjnych ikon na OffRoad Show Poland.
Wzorem lat ubiegłych, na tegorocznych targach mogliśmy zobaczyć marki z całego świata – od japońskich Land Cruiserów różnych generacji, przez brytyjskie Land Rovery (Defy, Seria, Discovery, jak i kilka Range Roverów Classic, coraz bardziej docenianych na naszym rynku), po amerykańskie Jeepy. Grand Wagoneer z lat osiemdziesiątych, którego właściciela serdecznie pozdrawiamy, to kwintesencja wygody w wydaniu 4×4. Nieco świeższy Cherokee XJ był już znacznie mocniej przygotowany w teren. Pojawił się też wojskowy Dodge. Nie mogło też zabraknąć niemieckich produkcji – niezłomnych Gelend. Dla miłośników nieco większych gabarytów, w hali MT Polska trafił się też lekko leciwy, lecz przygotowany od podstaw MAN, z zabudową campingową, mieszczącą na pace quada, zaś w części mieszkalnej oferujący pełen luksus pięciu osobom. Pojawił się też polski akcent, choć nie był to ani Star 6×6 ani Honker… ale Polonez 4×4… w dodatku nie Analog.
Szałem kulinarnym okazał się chyba Czekoladowy Warsztat, oferujący łakocie w postaci narzędzi, kluczy, śrub i tym podobnych. Pomysł wart grzechu – nawet z bliska łudząco przypominały prawdziwe przedmioty.
Podobnie, jak w zeszłym roku, wystawiła się też ekipa z modelami kolekcjonerskimi w różnej skali, z różnych lat produkcji – w tym ręcznie robionymi.
Po liczbie zgromadzonych sprzętów i gości widać, że targi się rozrastają. Wydaje się jednak, że przygotowanie faktycznego terenu w postaci kilku górek, trawersów albo brodów, mogłoby delikatnie imprezie pomóc, choć niezależnie od tego jest coraz lepiej. Do zobaczenia w przyszłym roku.